piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 34

  " Po co ja jeszcze żyję ? "
To pytanie zadaję sobie już od jakiegoś czasu. Tak właściwie nie wiem, jak na nie odpowiedzieć. To bez sensu. Nie powinnam żyć. Za to co zrobiłam, nawet nie mam prawa być na tym świecie. To oni powinni tu być zamiast mnie.
                                                                       ***
Ja już nawet nie żyję. Ja tylko tu jestem. Nie jem, nie piję. Nikt mnie do tego nie zmusza. Nie ma kto, tego robić. Haymitch nie żyje. Zginął, broniąc mnie. Nigdy nie spłacę takiego długu.
                                                                    
                                                                      ***
Od kilku miesięcy trwa wojna. Dystrykty chciały zemsty, nie dostały jej. Zbuntowały się. Kapitol był na to przygotowany. Odpowiedział ogniem.
   Nie wiem co z Peetą. Nie widziałam go odkąd wyjechał na badania do stolicy. Podejrzewam, że już nie żyje. Tam gdzie przebywał były najgorsze wybuchy.
                                                                     
                                                                     ***
Nie chcę już żyć. Nie chcę patrzeć na te umęczone i wygłodzone twarze ludzi walczących o mnie, z wdzięczności. Nie mają za co być mi wdzięczni. Mam dosyć bezczynnego siedzenia w tym schronie. Nie mam też dla kogo żyć. Prim, Peeta, Haymitch, tata, mama, Johanna, Cinna, Beete, Wires, Finnick, Annie, Rue, nawet Trevor już nie żyją. Wszyscy odeszli.
       
                                                                     ***
Plan był prosty. Łatwy do zrealizowania.
W nocy, po cichu wyszłam awaryjnym wyjściem. Cicho przemierzałam ulice Kapitolu. A on pojawił się nagle. Raczej w samą porę - poprawiłam się. Od razu go rozpoznałam. Ciemne włosy, szare oczy. Na jego twarzy widniał szalony uśmiech.
- Kotna - syknął.- Szukałem cię.
- Zastrzel mnie. Na co czekasz ? - szepnęłam. - Zastrzel ! - krzyknęłam rozpaczliwie. Tak, też zrobił. Strzał był szybki i celny. Przed oczami mignęły tysiące scen. I nastała ciemność. Ból promieniował przez całe moje ciało. I nagle znikł. Wraz z otaczającym mnie światem. To był koniec. Koniec Kosogłosa.
Wtedy go usłyszałam.
- Czekałem na ciebie, słońce. - miękki i znajomy głos wypełniał pustkę. - Czekaliśmy.
A czuły pocałunek uświadomił mi, że była to słuszna decyzja.
                      
                                                                 ***
   Oddajesz duszę
   Oddajesz ciało
   Oddajesz swe serce
   Poświęcasz każdą chwilę
   Każdy oddech
   Każdą myśl
   Kochasz całym sercem
   Nie wyobrażasz sobie życia bez Niego
   Starasz się zapomnieć o trudnościach tego świata
   O bolesnej przeszłości i przejściach
   On ci w tym pomaga
   Uspokaja gdy nocą dręczą Cię koszmary
   Pomaga znieść każdy ból
   Chroni cię
   Nie kłamie, że wszystko będzie dobrze
   Wie, że nie będzie
   Mimo to, czujesz, że przy nim cały świat jest pogodniejszy
   I w końcu pryska czar
   Gdy jego serce przebija strzała nienawiśći
   Gdy jego serce przestaje bić
   Twój oddech zamiera
   Umierasz razem z nim
   Bo to już jest koniec
   I nie ma już nic
   Jesteśmy wolni
   Możemy iść
-----
Witajcie. Już po raz ostatni. Przerosło mnie to. Nie umiem pisać. Zdaję sobie sprawę, że źle zaczęłam. I źle mi to poszło. Nie miałam pojęcia jak to zakończyć. Dziękuję, że ze mną byliście. To była wspaniała przygoda. Żegnajcie.
Gruszka & Innax
Czerwone Gitary - To już jest koniec
Papa ;*

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 33


  Krew, Ból, Smutek, Rozpacz, Tęsknota, Żal, Poczucie Winy...  
    Szedł opuszczoną ulicą. Krople deszcz rozbijały się o jego czarny płaszcz. Ulicę przed nim przeciął pies. Zatrzymał się na chwilę, spojrzał na mężczyznę błagającym spojrzeniem. Mellark wyciągnął do niego rękę. Kundel powoli zaczął się do niego zbliżać. Gdy był już wystarczająco blisko, wystawił białe kły. Peeta szybko cofnął rękę i zaczął się wycofywać. Zmiech był coraz bliżej. Powoli jego sylwetka rosła, coraz bardziej przypominała człowieka. Blondyn mógł już zobaczyć czarne włosy, przemoczone, opadające na piersi, widział szare oczy, przepełnione nienawiścią i ten złośliwy uśmieszek. Zmiech, który do złudzenia przypominał Katniss, sunął teraz w deszczu, w kierunku błękitnookiego. Ten, co chwilę oglądając się za siebie, starał się jak najszybciej iść. W jego błyszczących oczach można było dokładnie ujrzeć strach i błaganie, ale także ból, tęsknotę i wewnętrzną walkę. Wmawiał sobie, że to nie jest Katniss. Starał się wierzyć, że to bezduszny zmiech, a ona jest bezpieczna w domu, w 12. Dystrykcie. Zamyślony, nawet nie zauważył jak bardzo zbliżył się potwór. Wyraźnie słyszał szyderczy śmiech zagłuszany tylko szumem deszczu. I wtedy zaatakował...

  Gwałtownie budzę się z jego imieniem na ustach, lniana koszula nocna lepi się do moich pleców. Przez chwilę próbuję opanować oddech. Odrzucam kołdrę na bok i spuszczam nogi z łóżka. Przez moje ciało przechodzi dreszcz, gdy moja rozpalona skóra styka się z chłodnymi panelami. Powoli sunę w stronę okna. Rozchylam je, by zaczerpnąć choć trochę świeżego powietrza. Zaciągam się zapachem nocy, przymykam oczy.

                                                                      
  Niebo usiane jest gwiazdami. Do moich uszu dobiegają dźwięki nocy. Jakiś świerszcz gra smutną melodię, w oddali słychać ciche pohukiwanie sowy, a całość wypełnia szum liści. Jak na jesienną noc jest bardzo ciepło.
  We włosach czuję powiew wiatru. Panująca wokół melancholia uspokaja mnie. Koszmar, który jeszcze niedawno mnie nękał wyparował gdzieś wraz z wiatrem wpadającym przez otwarte w mojej sypialni okno. Teraz, leżąc na wilgotnej trawie, nie myślę o niczym. Moją głowę wypełnia pustka. Jest mi tak dobrze.. Spokój i bezpieczeństwo, których tak dawno już nie czułam, dopełniają urok tej nocy. Wpatrzona w wieczorny krajobraz, rozpościerający się nade mną, zdaję się nie czuć żadnych trosk, bólu ani smutku.


   Wspomnienie przychodzi samo. Mała dziewczynka, a obok niej dorosły mężczyzna. Widać, że są rodziną. Oboje mają ciemne włosy i szare oczy. Dziewczynka, z dwoma warkoczykami na plecach, mocno trzyma swojego tatę za rękę. Siedzą na łące. Niebo jest ,tak samo jak dzisiaj, ozdobione milionem maleńkich, srebrnych punkcików.
- Jak na niebie jest tyle gwiazd, oznacza to, że następny dzień będzie lepszy. - mówi ojciec. 8- letnia, Katniss, z wielkim zaciekawieniem słuchała słów ojca. Często opowiadał jej różne rzeczy. Uwielbiała go słuchać, uwielbiała jego głos. Był taki czysty i łagodny. Czuła się przy nim bezpiecznie. Była szczęśliwa, zawsze. Jednak , jeszcze wtedy nie wiedziała, co miało się zdarzyć w przyszłości.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Piosenka : The Verve - Bitter Sweet Symphony
Kolejny, krótki rozdział. Ta wena jakaś taka słaba ostatnio. Średnio idzie mi pisanie ;/ Dlatego takie krótki te rozdziały :< Mimo to życzę wam miłego czytania ;*
Gruszka & Innax