niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 31

Mija jakiś miesiąc odkąd Johanna z Travorem mnie znaleźli. Od tamtej sytuacji nie widziałam ani jej ani jego. Teraz siedzę w sypialni w której sypiałam razem z Peetą. Codziennie kładę się do tego pustego, zimnego łóżka ze świadomością, że to tylko i wyłącznie moja wina. Codziennie wspominam same te dobre wspomnienia. Jednak i to nie pomaga uciec mi od smutku. Codziennie wylewam po kilkanaście litrów łez, codziennie wyrywam włosy garściami, codziennie budzę się z krzykiem cała oblana potem.To straszne, że dopiero teraz uświadamiam sobie, iż życie bez niego jest po prostu gorsze od najstraszniejszych tortur.
Rozglądam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakichkolwiek zmian. Nie znajduję ich. Wiecznie otwarte okno, przypominające mi o wspólnie spędzonych nocach z blondynem. Zielone ściany, mające chyba symbolizować las, który tak kochałam. Dębowa szafa w której i tak nie znajdują się żadne ubrania oprócz moich których i tak nie używam. Leżąca gdzieś w kącie koszulka, którą zostawiłam sama nie wiem kiedy. Sterta kurzu leżąca na półce i szafce nocnej. Powoli wstaję i kieruję się do łazienki. Ochlapuję twarz zimną wodą na rozbudzenie i spoglądam w lustro. O wiele rzadsze włosy, worki pod oczami, zapuchnięte powieki. Okropnie schudłam. Mogę policzyć sobie wszystkie żebra. Na nadgarstku widnieje piękne bransoletka. Kosogłos połączony białą i złotą wstążką, na ich złączeniu perła od Peety. No i to wiecznie smutne spojrzenie schowane w poczerwieniałych, szarych tęczówkach. Odwracam wzrok i zrzucam z siebie przepocone ubranie. Ląduje miękko na kafelkach. Wchodzę pod prysznic i puszczam chłodną wodę. Zmywa ze mnie wszystkie uczucia. Już nie płaczę. To i tak nie przyniesie ulgi. Zresztą już nawet nie mam czym.
                                                                          ~~~
Nieco orzeźwiona schodzę na dół. W kuchni i salonie jest wyjątkowo czysto. Bywały dni kiedy nie miałam czym płakać. Jak dziś. Wtedy z nudy po prostu sprzątałam. Tym razem jest inaczej. Już nie mam czego sprzątać. Więc co ja mam robić ?
- Może na początek coś zjedz, bezmózgu ? - słyszę głos w mojej głowie. Dziwne tylko, że ten głos właśnie ku mnie zmierza z dziwnym uśmieszkiem. Johanna  klepie mnie po ramieniu.
- Radzę ci zjedz. - mówi już całkiem poważnie. Zdezorientowana ruszam ku lodówce.
- Na stole, ciemna maso. - Ten jej zgryźliwy ton... Tak szczerze... brakowało mi tego. Spoglądam na stół i widzę talerz parującej jajecznicy z herbatą. Wzdycham teatralnie i zasiadam do jedzenia. Podczas, gdy ja zjadam z wilczym apetytem, czarnowłosa bardzo uważnie mi się przygląda. W jednj ręce trzyma kubek smolistego napoju, a drugą podpiera się o blat. Kończę posiłek i odkładam naczynie do zlewu, a ona rozsiada się w salonie. Niepewnie idę do niej nie mogąc rozszyfrować jej zachowanie. Siadam w bezpiecznej odległości. Tak.. Na wszelki wypadek, myślę. Mason chwilę nad czymś myśli. W końcu wypala :
- Nie będę owijać w bawełnę. Jedziemy do Kapitolu. - mówi z zapałem. Nie wiem co powiedzieć. Z jednej strony boję się. Ale z drugiej wreszcie może zobaczę Peetę. Wypuszczam powietrze. Wstaję i ją przytulam. Po prostu.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tududududuududuududuuuuuu !! Proszę bardzo. Taka króciutka, bo już mnie z kompa wyganiają, ale jest. Piosenka ? Nie ma. Była tak pisana w ciszy. Miłego czytania.
Gruszka & Innax

Rozdział 30

- Johanno ? Uspokój się proszę. - Postawny brunet mocno tuli Johannę do siebie. Ta łka cicho w jego pierś. Okryta cienkim kocem patrzę na nich. Tylko raz w życiu miałam okazję poznać prawdziwą Johannę Mason. Teraz, już drugi raz mam do tego sposobność. Za oknem słychać odgłosy burzy. Co chwilę srebrne błyskawice rozdzierają niebo, a wtórują im głośne grzmoty. O szybę uderzają krople deszczu. Parę spadło na mnie i na Johannę, kiedy próbowała mnie obudzić. Nie dziwię się jej przerażeniu. Jest w miejscu, gdzie przeżyła straszne rzeczy, a dodatkowo znam jej tortury, jakim była poddawana w Kapitolu. Tak jak Peeta. Spuszczam wzrok. Jedna łza błądzi gdzieś w poszukiwaniu ujścia. Może za szybko zareagowałam ? Może powinnam z nim porozmawiać ? Na pewno powinnam. Ale ja to ja. Najpierw robię, potem myślę. I właśnie przeze mnie są takie sytuacje. Teraz już nie mam wątpliwości, żyje. Nie znam jeszcze wersji wydarzeń, ale wiem, że żyje. Na szczęście. Pogrążona w myślach nie zauważam, że Mason już się uspokoiła. Siada obok mnie i przysuwa kolana do brody. Spoglądam w jej stronę. Ciemne oczy ma zaczerwienione, na policzkach mokre linie. Tępo wgapia się w jakiś punkt. Czarne włosy spływają falami na plecy i ramiona. Widać, że schudła parę kilogramów. To pewnie przez pobyt w szpitalu. Mężczyzna, stojący dotąd w cieniu,  podchodzi do mnie i wystawia rękę.
- Travor. - mówi. Niepewnie odwzajemniam uścisk.
- Katniss. - odpowiadam.
- Miło mi. - posyła mi nieśmiały uśmiech ujawniając dołeczki w policzkach. Po tych słowach odchodzi i opiera się o ścianę na przeciwko Johanny. Przypatruje się jej z delikatnym uśmiechem.
- Ty naprawdę jesteś bezmózgiem, ciemna maso. - Johanna wreszcie się odzywa nie zaszczycając mnie uśmiechem. Wróciła stara Johanna, myślę. - Czy ty nigdy nie przestaniesz robić głupich rzeczy ?! - teraz zaczyna wrzeszczeć. No i ma rację. Ja chyba nigdy nie przestanę wpakowywać się w kłopoty. - Czy ty nie rozumiesz, że wysyłając go do Kapitolu, tak jakby, pogarszasz sytuację ?! Nie tylko jego ! Swoją też ! Czy ty słyszysz, że ja do ciebie mówię ?!
- Tak. - bąkam.
- No to weź te słowa sobie do serca. - syczy. Przytakuję tylko głową. Łapię się rękoma za głowę. I co ja teraz zrobię ? Bez niego ? Nie wiem. W tym problem, że ja do cholery nigdy nic nie wiem !
                                                                             ~~~
Łapię za klamkę.
- Travor ? Ty lepiej idź do nas. Muszę jeszcze porozmawiać z tym bezmózgiem chwilkę. Zaraz jestem, dobrze ? - patrzy na niego takim dziwnym spojrzeniem.
- Dobrze.- odpowiada i rusza w stronę swojego domu. Johanna idzie za nim wzrokiem. Gdy znika mężczyzna znika z pola widzenia dziewczyna odwraca się do mnie i pcha. Bez żadnych hamulców, jak to ona.
- No ruszaj się ! - mówi z naciskiem. Wchodzę do domu. Szarość tego domu mnie przytłacza. Znów te same szare ściany, złe uczucia, wspomnienia.... Tak dawno tu nie byłam. Ściągam buty, które przyniosła mi Johanna, i powoli kieruję się ku kuchni. Na szafkach leży tona kurzu, w umywalce zalegają naczynia na których widać zaschnięte resztki jedzenia. Widać, że nikt tu nie sprzątał od dłuższego czasu. Zdaję sobie sprawę, że Johanna monitoruje każdą moją czynność.
- Herbaty, kawy ? - pytam odwracając się do niej.
- Kawy jeśli można prosić. - mówi patrząc się na mnie podejrzliwie. Chwytam stojący na kuchence gazowej czajnik i napełniam go wodą. Czarnowłosa w międzyczasie sadowi się na krześle.
- To o czym chcesz rozmawiać ? - pytam wyciągając z szafki białą filiżankę.
- Zastanawia mnie fakt dlaczego nie poszłaś do swojego domu ... - mówi. Przerywam czynność, którą właśnie wykonywałam i patrzę na nią zdziwiona. Z trudem zatrzymuję łzy.
- Przecież jestem w swoim domu. - warczę. Wiem do czego zmierza.
- A myślałam, że mieszkasz dom dalej...- odpowiada tym samym tonem co ja.
- Skoro tego chcesz to pójdę do SWOJEGO domu. - wybucham. - Proszę bardzo. - krzyczę nakładając obuwie. Szarpię za klamkę i otwieram drzwi. Chłodny wiatr chłosta mnie w twarz, ale nie zwracam na to uwagi. Wybiegam z domu, wcześniej trzaskając drzwiami. Idę pewnie do domu Peety. Zatrzymuję się na chodniku prowadzącym do drzwi. Choć wiem, że jego tam nie ma jednak czuję jakąś niechęć do pobytu w tym budynku. Niepewnie stawiam kroki, powoli wspinam się po schodkach. Ale po co się bać ? Przecież tyle czasu tu mieszkałam.. Czuję się tu prawie jak w domu. Staję przed drewnianą barykadą. Zamykam oczy i powoli wypuszczam powietrze. W końcu wchodzę. Wewnątrz panujący zapach chleba mnie przytłacza i jednocześnie dołuje. Idę przez kremowy korytarz. Tutaj wszystkie pomieszczenia mają inny kolor. Nie tak jak u mnie. Rzucam się na czarną sofę. Co ja zrobiłam ?! Co ja do cholery zrobiłam ?! Pozwalam łzom cieknąć.
                                                                        ~~~                               
 Słońce dopiero wschodzi, kiedy ja otwieram oczy. Przecieram zapuchnięte powieki. Staram się ponownie nie płakać. Z marnym skutkiem. Powoli podnoszę się i siadam. Próbuję rozmasować poszczególne części obolałego ciała. Zrzucam buty. Stykam zimne stopy z ciepłym, puchowym dywanem, co powoduje niemałą ulgę. Pochylam się lekko do przodu, trzymając jednocześnie krawędzie sofy. Wstaję z mebla i ruszam ku łazience. Nabieram trochę zimnej wody i ochlapuję nią twarz. Opieram się o umywalkę i uważnie przypatruję swojemu odbiciu. Mocno zapuchnięte powieki, czerwone oczy od łez, smutne spojrzenie... Zaciskam powieki i potrząsam głową. Wkładam palce pomiędzy kosmyki moich włosów i mocno ciągnę. Tak, ból jest dobry. Jest bardzo dobry. A mnie się należy.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
A oto i nowy rozdział. Taki do kitu, ale trudno. Nwm kiedy nowy. Może dzisiaj. Może jutro. Zobaczę. Wczoraj już nie dałam rady. W każdym razie już jest. Piosenka : Metallica- The Unforgiven.
Gruszka & Innax

sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 29

Hieloł XD Proszę bardzo. Oto nowa notka. Co do piosenki macie tutaj linki : https://www.youtube.com/watch?v=2cqFKcykHyc i https://www.youtube.com/watch?annotation_id=annotation_539427&feature=iv&src_vid=ZWvCQG-C2D8&v=MYlOiGQCP_U
No to... Miłego czytania.
Gruszka & Innax
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Głośny wrzask z zewnątrz mnie budzi. Przez chwilę nie mogę rozróżnić słów, jednak po sekundzie do mnie docierają.
- Ty gnoju !- krzyk Peety rozdziera mi głowę. Zaraz po tym rozlega się przeraźliwy, szaleńczy śmiech. Tylko do jednej osoby mógł się tak odnosić i tylko jedna osoba ma taki śmiech. Działam impulsywnie. Chcę się podnieść, ale zmarznięte ciało nie pozwala. Boję się o błękitnookiego. Nie chodzi o to, że nie jest silny. Jest. Aż za nadto. Ale trzeba pamiętać o jego protezie. Nie mam pojęcia co zrobić. Gorączkowo myślę, marszczę brwi, a oddech przyspiesza. Nagle wpada mi do głowy pomysł.
- Peeta ! - wrzeszczę. - Peeta ! Błagam !
Krzyczę do momentu aż mój głos zaczyna chrypieć. Chłopak się nie pojawia. Zaczynam płakać. Tylko jedna rzecz mogła go zatrzymać. Śmierć. Płacz zamienia się w histerią, a ja czuję jak moje serce pęka na pół. Jedna połówka jakby obumiera. W mojej głowie rozbrzmiewa się huk, który oznacza odejście jednego z trybutów. Tym trybutem jest Peeta.

                                                                          ~~~
Przez poszarzałą szybę wpadają pojedyncze promyki słońca, które oświetlają moje ciało. Uśmiecham się odruchowo. Wstaje świt. Chcę się przeciągnąć, ale nie mogę. Pewnie to Peeta, myślę. Uchylam powieki, by chłopaka ujrzeć , ale doznaję bolesnego szoku. Blondyna nie ma przy mnie, a ja leżę w starym domku przy jeziorze. Uświadamiam sobie, że nie mogłam się ruszyć przez ścianę przy moich nogach. Spoglądam na ręce, są pokryte zaschniętą masą na ciasto. Wczoraj miałam je robić z Peetą. Siadam po turecku i usiłuję sobie przypomnieć wczorajsze wydarzenia. Wpełzają powoli do mojej głowy, ale tylko jedne mocno zakorzenia się w mojej głowie. Huk. Tępo wpatruję się w przeciwległą ścianę. Łzy nie ciekną. Nie. Wczoraj chyba wyczerpałam limit. To niemożliwe. Peeta nie umarł. On żyje. Na pewno. Rozprostowuję nogi. Od wczoraj moje ciało zdążyło odtajać. Opieram się na rękach i powoli wstaję. Ruszam niepewnie w kierunku drzwi. Cicho wychodzę z chałupki. Idę nad jeziorko. Opadam na kolana i wpatruję się w swoje odbicie. Mam wrażenie, że pojawia się w nim odbicie błękitnookiego. Wtedy z mojego oka wypływa jedna łza, a za nią następne. Układam ręce w miseczkę i zaczerpuję wody. Ochlapuję nią twarz i wstaję. Idę wolnym krokiem w głąb lasu.

Włóczę się jeszcze parę godzin. Gdy przechodzę po raz kolejny koło jakiegoś drzewa dociera do mnie cichy jęk. Spoglądam w tamtą stronę. Dostrzegam brązową czuprynę posklejaną krwią. Nie, to się nie dzieje. To sen. Kolejny sen. Jedyną rzeczą jaka przychodzi mi w tej chwili to jest ucieczka. Nie myśląc za wiele wycofuję się zanim zdąży się ocknąć. Po paru godzinach jestem przed metalowym płotem. Bez chwili zastanowienia ruszam ku domu w którym palą się światła. Sunę powoli w kierunku domu Peety. Z perspektywy osoby trzeciej na pewno wyglądam jak zombie. Rozczochrane włosy, ledwo otwarte zapuchnięte od płaczu powieki, czerwone oczy, zgarbiona sylwetka. Powoli otwieram furtkę i wchodzę na teren domu chłopaka. Nie zawracając sobie głowy pukaniem, ani podobnymi rzeczami otwieram drzwi. Widzę trójkę ludzi pochylających się na jedną osobą siedzącą na pochylonym krześle. Gdy podchodzę bliżej rozpoznaję ich. Wokół Peety stoją Coin, Gale i Snow. Coś do niego mówię.
- Nie róbcie jej nic ! Błagam ! Weźcie mnie ! - wrzeszczy blondyn, a ja przyglądam się temu wszystkiemu bezinteresownie. Gale zauważa mnie i podchodzi. Łapie mnie w talii i zaczyna całować. Umysł wrzeszczy, ale ciało nie reaguje na rozkazy. Brunet łapie moje udo, a jakaś niewidzialna siła oplata je wokół jego pasa. W oddali słyszę krzyk Peety. Gale odrywa się ode mnie i znów podchodzi do chłopaka, a ja wgapiam się w nich.
- Teraz wierzysz, że ona cię nie kocha ?! - wrzeszczy w furii. Peeta otwiera szeroko buzię, a z jego gardła wydobywa się jęk bólu. Szeroko roztwieram powieki, bo dopiero dociera do mnie sens tej scenki.
- Peeta, nie !! Ja nie wiedziałam !!! - krzyczę. Chcę go niego podbiec, ale ktoś mnie trzyma i nie pozwala na tę czynność. Chłopak obrywa pięścią w twarz i pada. Wtedy ucisk ustaję, a ja podbiegam i przykładam głowę do jego klatki piersiowej. Nie słyszę bicia jego serca. Na policzkach czuję łzy. Zaczynam wrzeszczeć. Ból rozrywa moje serce.
- Katniss ? - słyszę czyiś głos. Jest jakby z oddali, przytłumiony.- Katniss!- znów powtarza moje imię. Zdaję sobie sprawę, że znam ten głos, lecz w tej chwili nie mogę go skojarzyć. - Katniss ! - Osoba, która cały czas powtarza moje imię, podnosi głos. Powoli go rozpoznaję. Jest delikatny, słychać w nim troskę, taki kobiecy...
- Katniss !- wrzeszczy, a ja go rozpoznaję. Tym razem jest przerażony, ale i stanowczy. Zwyciężczyni z 7. potrząsa moim ramieniem. Próbuję się podnieść, otworzyć oczy, ale nie mogę. Znów widzę Peetę, mocno oplatam rękami jego ciało.
- Katniss, półmózgu, obudź się !!!! - Lodowata woda, nagły szok, krzyk..
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Następna najprawdopodobniej jeszcze dzisiaj :)




piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział 28

Well, well. No wybaczcie mi to roztargnienie. Czasu brak itd. ;// Innax się odezwała. Jest już okej. Wgl to mam do niektórych taki malutki żal ;c Ja rozumiem, niecierpliwicie się i wgl. ale ja też mam życie i powinniście to docenić. Poza tym to chciałam napisać dla was długą notkę i dlatego tak długo nie było. To już wszystko co mam na ten temat do powiedzenia.
 Jeszcze ja tu zmieniam parę rzeczy. Po pierwsze: imię nowego kolegi Johanny. Miał się nazywać Darick, ale... nie spodobało mi się to imię i ustalam, że on się zwie Travor. Dziękuję bardzo za pomoc w wymyśleniu tego imienia, Bananku. Po drugie: mój podpis. Cały czas się mylę, więc łatwiej mi będzie jak będę się podpisywać Gruszka XD Dzisiejsza notka oczami naszego Peety. Nie wiem czy się wyrobię do jutra, ale wena jest. Nie przedłużając... Miłego czytania.
Gruszka & Innax
PS. Jeszcze piosenka: Foo Fighters - The pretender
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Co ? Może trochę kultury, tak ?- szydzi Gale. - Nie powinieneś się tak odnosić do najlepszego przyjaciela swojej dziewczyny. A może już nie dziewczyny ? - szczerzy złośliwie zęby. Nie odpowiadam, zaciskam tylko mocno pięści. Nie ma sensu się z nim kłócić.
- Zatkało ? - prycha.- Może też już nie najlepszego przyjaciela ? Może kogoś więcej ? Hm...? - uśmiecha się z wyższością i pogardą. Jak w Kapitolu, myślę. Podpiera się pod boki i wgapia we mnie. Nie mam pojęcia co mu odpowiedzieć. Sam nie wiem, czy Katniss będzie chciała jeszcze ze mną być. Nie wiem gdzie w tej chwili jest. I to mnie najbardziej boli.
- Wiesz... Wyjawię ci prawdę, kolego. Katniss jest w tej chwili w drodze do Drugiego Dystryktu. Do mojego... a raczej NASZEGO domu. Po prostu cię zostawiła. Ja tu jestem, bo prosiła, żebym ci przekazał. Nie zapomnę jeszcze wspomnieć, że była kilka razy niedawno u mnie... - przybliża twarz do mojego ucha. - Pięknie wygląda bez ubrania, prawda? - mówi cicho.
- Kłamiesz.- syczę.
- Nie kłamię. Tak między nami ...Katniss jest łatwa. Nawet taki Beete taki mógł ją mieć... Np. za pieniądze. - mówi beztrosko. Cały kipię złością. Czuję jak mój oddech gwałtownie przyspiesza. Zaciskam zęby. Ona cię nie kocha. Jest z Gale' m. Jest zmiechem. Nie ! Kocha mnie. Gale kłamie ! Nie kłamie. On mówi prawdę. Ona chciała cię zabić. Nie pamiętasz ? To brednie. Nie chciała mnie zabić. To Snow zmodyfikował moje myśli. To nie Snow. To była prawda. Z oddali dociera do mnie straszliwy śmiech Hawthorna. Nagle robię rzecz, której wcale nie zaplanowałem. Nie miałem zamiaru tego robić. Łapię bruneta za czarną koszulkę zaraz pod brodą i lekko podnoszę do góry.
- Nie powiedziałeś tego..- cedzę powoli. Gale zaczyna się bezczelnie śmiać. Mocniej zaciskam pięść.
- Powiedziałem.- mówi butnie. Walę go pięścią w twarz. Przestaje się uśmiechać. Puszczam go i kawałek odchodzę łapiąc się za czoło. Widzę Katniss, biegnie przed siebie. Czarne włosy rozwiewa wiatr, na policzkach wystąpiły rumieńce, a na twarzy gości szeroki, szczery uśmiech. Jest piękna ... Przyglądam się jej z rozmarzeniem. Serce nieco przyspiesza, a ciepło uderza w moje ciało. Biegnie w moim kierunku. Rozkładam ręce i posyłam jej promienny uśmiech. Jednak ona na mój widok się krzywi i omija. Marszczę czoło. Odwracam się za siebie i widzę jak łączy swoje usta z wargami Gale'a. Ona mnie nie kocha, kocha jego. To zmiech. To przez nią zginęły te wszystkie, niewinne dzieci. Mocne szarpnięcie odrywa mnie od wspomnień, a mocny cios w żuchwę przywołuje do rzeczywistości.  Mam ochotę przyłożyć dawnemu przyjacielowi Katniss. I to robię. Biorę mocny zamach i uderzam chłopaka, traci równowagę. Za plecami słyszę oklaski i głośny śmiech.
- To było piękne, chłopie. - Haymitch klepie mnie w plecy, a do mnie dociera odór alkoholu. Nie odwracam się, patrzę tylko na nieruchome ciało bruneta. Kiedy ja się tak zmieniłem ? Jeszcze przed igrzyskami nie uderzyłbym muchy, a w tej chwili pobiłem człowieka... Ale to nie ja się zmieniłem, to igrzyska.. To ten świat kazał mi za szybko wydorośleć, stać się samodzielnym.. Zabrał mi wszystko.. Dom, rodzinę, spokój, miłość, odebrał mi nawet wspomnienia. Podnoszę lekko do góry rękę i się jej przyglądam. Skąd miałem tyle siły, żeby go przewrócić ? Nie wiem. Ale z drugiej strony ... Nie jest mi go żal. Przeciwnie. Jestem z siebie dumny. Odwracam się. Trevor podtrzymuje lekko Johannę. Oboje patrzą na mnie z podziwem, a ja nie wiem co im tak zaimponowało. Gale podnosi się cały czas trzymając za nos. Johanna natychmiast rusza w jego stronę po drodze łapiąc jakiś kij. Chwilę ugina go w dół i w górę. W końcu odrzuca go i wali Gale' a w policzek z otwartej dłoni.
- Jak śmiesz mówić coś takiego o mojej przyjaciółce, parszywa świnio! - wrzeszczy. Travor podchodzi do nich i odsuwa Zwyciężczynię z 7. Mason wtula się w niego, cicho łka. Rozumiem jej ból. Pewnie przypomniała sobie sytuację, której ja nie wybaczę sobie do końca życia. Travor odsuwa ją i podchodzi do bruneta.
- Wiesz co ? To moja dziewczyna. - mówi i uderza Hawthorna.