piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 10

Tak potrzebuję tego teraz . I tylko tego . A raczej Jego . Całuje mnie coraz mocniej . Nagle ból ręki ustępuje i spokojnie wkładam rękę w jego włosy . On jedną ma na moim policzku , a drugą masuje moje plecy. Nie mam żadnej kroplówki podłączonej , więc nic nam nie przeszkadza. Drzwi otwierają się z hukiem i do pokoju wchodzi pijany Haymitch .

- Katniss ... - bełkocze . - Twoja mama wyjeżdża za chwil... - nie kończy . Traci równowagę i upada. Chce wstać . Peeta nie pozwala mi .

- Jesteś za słaba . Jeśli chcesz zaniosę Cię - proponuje z troską .

- Mogę iść sama - mówię spokojnie . Kiedyś bym się wkurzyła , ale teraz nie . Rozumiem go .

- Ale pod jednym warunkiem ...- Patrzę na niego pytająco . - Będę Cię cały czas trzymał . - mówi takim tonem , że nie ma mowy o odmowie. Zresztą nie chce odmawiać . Nie czuję się jeszcze wystarczająco silna. Skinam głową. Widzę ulgę w jego oczach . Pewnie spodziewał się odmowy. Uśmiecha się lekko. Powoli wstaję . Jestem w normalnych , wygodnych ciuchach. Nie w jakiejś koszuli szpitalnej. Peeta od razu łapie mnie za rękę i prowadzi powoli na dół . Widzę mamę wydającą rozkazy Johannie i Haymitchowi . Skąd on się tu wziął ? Musiał wstać kiedy my rozmawialiśmy . Teraz zachowuje się normalnie . Powiedziałabym , że jest trzeźwy , gdybym nie czuła tego smrodu . Czasami mnie zaskakuje . Chcę stanąć na pierwszy schodek . Peeta mnie uprzedza . Schodzi pierwszy i podaje obie ręce . Ostrożnie staję . To był zły ruch . Od razu czuję ból i prawie upadam . Peeta mnie łapie .

- Lepiej będzie jak Cię zniosę . - mówi . Nie czeka na odpowiedź . Delikatni mnie podnosi i schodzi . Ostrożnie jakby  każdy najmniejszy ruch mógł mi zrobić ogromny ból . Schodzimy na dół i z powrotem stawia mnie na ziemi .Mama do mnie podchodzi.

- Jak się czujesz , Katniss ? - pyta . Też z troską .

- Dobrze ... mamo . - Dziwi mnie ich troska . Ale nie widzę by coś ukrywali . Peecie się nie dziwię . Zawsze się o mnie troszczył . Ale mama ? Może po prostu nigdy tego nie widziałam . Niw wiem . - Wyjeżdżasz dziś ? - miało być pytanie , ale zabrzmiało jak stwierdzenie .

- Tak - mówi z bólem . - Muszę . Potrzebują mnie tam . - Ja też Cię potrzebuję , myślę. Szybko jednak odrzucam tą myśl. Mam Peete . On wystarczy mi do szczęścia w zupełności .

- Odprowadzić Cię ? - pytam .

- No .. Nie wiem .. Jesteś jeszcze słaba .. - jąka się , ale jej przerywam .

- Bez żadnego " ale " . - uśmiecham się .

- Panie Mellark .. ? - zaczyna zwracając się do Peety .

- Tylko nie per pan . Proszę , niech mnie Pani tak nie postarza . Jestem Peeta . - mówi z szerokim uśmiechem wyciągając do niej dłoń . Waha się , ale w końcu podaje swoją .

- No , więc ... Peeta ... może ty zostaniesz . - proponuje nieśmiało . Patrzy na nią jakby powiedziała , żeby skoczył z dachu.

- Chyba Pani żartuje . - prycha . Uśmiech znika z jego twarzy .- Nie zostawię Katniss . - To mówiąc obejmuje mnie mocniej i mówi do ucha . :

- Proszę powiedz , że twoja mama żartuje . - Wydaje się być na prawdę przerażony . Spoglądam na mamę . Zaczyna się śmiać . Spogląda na Peetę .

- Hej ! Żartowałam ! Chciałam Cię sprawdzić . - śmieje się . Mówi już zupełnie normalnie , tak jakby wcześniej udawała . Peeta patrzy na nią zdezorientowany .

-Proszę niech Pani tego więcej nie robi . - mówi nieśmiało znów blado się uśmiechając .

- Może już chodźmy , bo twój autobus odjedzie . - mówi do mamy rozbawiona .

- Tak , chodźmy . - Również się śmieje. Czuję czyiś wzrok na sobie . Johanna stoi oparta o framugę drzwi wejściowych i powstrzymuje się by nie wybuchnąć śmiechem . Nie wytrzymuje . Śmieję się razem z nią . Wszyscy wychodzimy . Peeta idzie koło mnie i nadal mnie trzyma , więc bierze tylko jedną walizkę . Mojej mamy . Chyba chce się podlizać. Johanna łapie za drugą walizkę . Dopiero teraz zauważam , że Annie też wyjeżdża. Pytanie nasuwa się od razu na język .

- Ile byłam nieprzytomna ? - Przerywam rozmyślania Peety .

- Ze trzy dni ... - mówi udając obojętność . Nie kontynuuje . Nie mam po co . Już wszystko rozumiem. Idziemy tak drogą . Johanna nadal nie może opanować śmiechu . Widzę jej łzy . Nie wierzę . Jest po prostu świetną aktorką . Albo już się pogodziła. Choć nie sądzę . Po wczorajszym .. Nie co ja mówię . To było kilka dni temu.

- No to kiedy ślub ? - Dopiero teraz zauważam , że Haymitch idzie z nami . Odwracam się do niego . Patrzy na nas. Już nie jest trzeźwy . Postanawiam to zignorować. Peeta się odwraca do niego i ten już się więcej nie odzywa. Czyżby ... Mieli jakiś plan ? .. Nie , mniejsza z tym . Dochodzimy do dworca . Podchodzę do mamy . Żegnam ją . Peeta nie odstępuje mnie na krok .  Nie przeszkadza mi to . Potrzebuję Go .Czuję się bezpieczna . Idę do Annie . Annie prosi , żeby Peeta potrzymał małego . Waha się chwilę , ale bierze Go . Przytulam Annie . Nachyla się do mnie i mówi cicho , tak , że słyszę tylko ja i ewentualnie Peeta .

- Znalazłam imię dla mojego synka . - kiwam głową . - Myślałam , żeby nazwać Go Tom . - Czuję ukłucie w serce . - Oczywiście jeżeli Ci to nie przeszkadza . Pytałam się już Pani Everdeen .Zgodziła się . - No tak . W końcu ona też to mocno przeżyła. Mój tata ...

- Zgadzam się . To wspaniałe imię - mówię . Nie kryję łez . Ale nie leci ich dużo . Zaledwie dwie . Uśmiecham się do Annie . Odpiera od Peety syna . Toma .

- Do widzenia Tom - mówię do małego. On tylko śpi . Patrzę jeszcze na niego i czuję czyjeś silne ręce wokół moje talii . Zachodzi mnie od tyłu . Nie ktoś . Peeta . Wiem , że słyszał i rozumie mnie . Patrzymy jak Annie , Tom i mama wsiadają do pociągu . Machamy im . Za chwilę wracamy do domu. Została tylko Johanna . I nocuje u mnie w domu . Haymitch u siebie . A ja z Peetą u niego . Tylko we dwoje. Dochodzimy do domu i się rozchodzimy . Jest godzina 6:48 . Moje ramię nie sprawia mi już bólu . Siadam do stołu dopiero teraz Peeta ode mnie odchodzi.

- Co sobie życzysz , ślicznotko ? - rumienię się . Widzę ten figlarny uśmiech. Niebieską toń jego oczu , delikatne , piękne rysy jego twarzy ...

- Chcę Ciebie , mogę ? - pytam . Dostrzegam małe płomyki w jego oczach. Podchodzi do mnie, przyklęka i całuje . Delikatnie , namiętnie , czule ... Czuję jego ręce na mojej talii. Zarzucam ręce na jego szyję.

- Zaczekaj. Przypomniało mi się . - przerywa mi. Jego głos jest ochrypnięty. Czuje lekki zawód . Ale za chwile znika . - Mamy dzisiaj gościa - uśmiecha się podejrzanie . - Przychodzi mój kolega . Darick. Może zaprosimy też Johannę ? - Już rozumiem . Ale.. ?

- Skąd Ty wiesz ? ... - dziwię się .

- Och daj spokój . Myślisz , że puściłbym Cię ? Jak sądzisz , czemu Gale już wtedy Was nie zaatakował . - Zaraz ... Przypominam sobie . To podbite oko Haymitcha... Już rozumiem.

- No dobra . - zgadzam się. Peeta zaprowadza mnie na górę ( a raczej wnosi ) , a sam mówi , że zejdzie na dół. Zdejmuję koszulkę i wchodzę do łazienki . Koszulkę rzucam na kosz z ubraniami , z resztą odzieży robię to samo . Wchodzę pod prysznic . Zamykam oczy i stoję tak dość długo nic nie słyszę i nic nie widzę . Nagle czuję pewne ciepłe ramiona . Czuję jego ciepły oddech owiewający mój kark . Czuję delikatny pocałunek na moim ramieniu .

- Zmieniłem zdanie. Przeniosłem gości na jutro. - mówi cicho. Czuję woń pomarańczy . Uwielbiam ten zapach . Jest pomieszany z cynamonem , dając zapach nazywający się Peeta. - Jakieś plany ? - pyta pociągającym tonem .

- Ja miałam pewne , ale ktoś przeniósł je na jutrzejszy dzień - mówię odwracając się do niego .

- Chodź - mówi delikatnie mnie wynosząc. Wychodzimy z kabiny . Teraz wiem skąd zapach cynamonu .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz