piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdzial 1

- Katniss ! Katniss obudź się ! To tylko sen ! - Peeta próbuje mnie uspokoić . Ale jednak cały czas mnie nie przytula . Czuje się sama .                                                                                                         
 -Skąd ...Skąd ty się tu .... - przerywa mi .
- Usłyszałem Twój krzyk  i oto jestem . - Patrzę na niego zdezorientowana . Wstaje powoli i cofa się do drzwi . Nie zatrzymuje Go bo , wiem , że nie zasłużyłam . Za to jak Go ranię , powinien mnie nienawidzić , a jednak nadal się o mnie martwi . Kiedy wychodzi , ja wstaję i idę na dół . Słysząc swój brzuch idę zjeść . Przypominam sobie . Ostatni raz jadłam przedwczoraj wieczorem . Zjadam kromkę chleba . Jest czerstwy . Przypomina mi o Peecie . Jest mi bardzo przykro . On robi dla mnie wszystko ,a ja ? A ja jestem wredną jędzą  , zmiechem i tyle . Ubieram się pierwszy raz od miesiąca i idę na polowanie . Udało mi się upolować jednego królika. Wracam do domu i szukam książki z przepisami mojej mamy . Jak gotowała  , zapisywała przepis . Mówiła ,że kiedyś nam się przyda . To jest ten moment . Przygotowuję królika . Dzisiaj kończymy książkę . Peeta i Haymitch mają za chwilę  przyjść . Wszystko jest już gotowe  , kiedy słyszę kroki . Wchodzi Haymitch. O dziwo nie jest pijany . Wręcz przeciwnie . Jest trzeźwy .                                                        
  - Witaj Katniss . Peety jeszcze nie ma? - pyta . W tym samym czasie rozlega się pukanie do drzwi . Wchodzi Peeta . Jest uśmiechnięty , ale w jego oczach widzę ból i zarazem radość .Siada obok Haymitcha . - Hej Katniss .                                                                                                                                                              - - Cześć . Chodźcie . Zrobiłam obiad . - mówię z lekkim uśmiechem . Idziemy do kuchni . Siadamy i jemy .
 - Królik ? Wygląda smacznie i pewnie jest - mówi Peeta.
- Dziękuję. - odpowiadam tylko . Jemy rozmawiając o wszystkim i o niczym . Gdy już talerze są puste biorę wszystkie i chce włożyć do zlewu , ale Peeta zabiera je ode mnie i sam wkłada . Biegnę na górę ,biorę książkę i wracam .Oboje siedzą już wygodnie na swoich tradycyjnych miejscach . Haymitch rozsiadł się w fotelu bujanym ,a Peeta zajął miejsc na kanapie zostawiając miejsce dla mnie . Siadam podając piekarzowi książkę . Peeta rysuje ,a ja z Haymitchem dajemy pomysły . Tak podczas śmiechu mija nam całe południe . Peeta oznajmia , że musi już iść . Niechętnie się z nim żegnam . On dziękuje , posyła mi jeszcze blady uśmiech i wychodzi . Zostaję sama z Haymitchem .Uśmiech natychmiast znika .
 - Długo jeszcze zamierzasz to robić , skarbie ? - pyta nagle wyrywając mnie z zamyślenia . - Przecież oboje cierpicie . Nie po to wyciągałem Was z tej cholernej areny ,żebyście teraz cierpieli . Ja też już nie potrafię na to patrzeć . Zabijasz Was oboje . Stopniowo . On tez już dłużej nie może . Dzisiaj skończyliśmy książkę .Uważaj  , żeby nie było za późno ! - mówi podniesionym tonem po czym wychodzi . Otrząsam się i myślę o czym mówił . Czyżby Peeta chciał ...? Zrywam się nagle i wybiegam z domu na bosaka . Piach rani mi nogi ,ale nie zwracam na to uwagi . Biegnę prosto do domu Peety . Wbiegam i szukam go . Nie widzę . Znajduje duża kartkę na której chyba miał dużo napisać, ale jest tylko jedno słowo :  "Przepraszam ". Napisał to na zielono . Zastanawiam się co to ma oznaczać  .Myślę , że jest już za późno ,gdy nagle .... Las ! Wstaję i dalej biegne . Przebiegam pod siatka i wbiegam wprost w lasny gaszcz . Zastanawiam sie czemu jeszcze jest ta siatka . Poeinno jej juz nie byc . Ale w tej chwili jest cos wazniejszego . Albo ktos wazniejszy. Peeta . Przyspieszam ,gdy widze blysk jego blond wlosow . Widze go stoi przed urwiskiem . Odwraca sie w moja strone i odsuwa od urwiska .  Wpadam mu prosto w ramiona. Przytula mnie mocno . Patrze prosto w blekit jego oczu . Usmiecham sie . On rowniez sie usmiecha.    
- Przepraszam . Nie moglem juz tak dluzej . Ja nie pot.... - zamykam mu usta pocalunkiem. Mialo byc delikatnie, lecz nie wyszło . Patrzy na mnie ze zdziwieniem i poglebia pocalunek . Chce mu przez ten pocalunek pokazac wszystko co czuje . Na ustach mam slonawy smak moich lez . Odsuwa sie ode mnie i patrzy z troska w oczach . Ociera lze i pyta :  
 - Co sie stalo ? Nie placz prosze . - mowi przytulajac mnie mocniej .
 - To ze szczescia . -odpowiadam znow calujac . - Przepraszam.
- Nie masz za co przepraszac . To moja wina to wszystko przeze mnie . - dodaje smutno . Mam wyrzuty sumienia .
- Kiedy to moja wina . - On tylko usmiecha sie delikatnie , znów całuje.                                                 
 - Nie to nie twoja wina . Wracajmy .- Podnosi mnie i niesie do domu . Zanosi mnie na kanape i patrzy gleboko w oczy .                                                    
- Zranilas stopy . Trzeba je opatrzec . - dopiero wtedy przypominam sobie , ze mialam bose nogi kiedy bieglam . Zauwazam strumyki krwi . Peeta wstaje i idzie po potrzebne rzeczy . Wraca i opatrza mi stopy . Patrze jak obmywa mi rany ,delikatnie jakby sie bal , ze najmniejszy dotyk moze sprawic mi bol . Potem zawija w bandaz i siada obok mnie . Sadza mnie na swoich kolanach . Bezwstydnie wtulam sie w jego piers .                                    
 - Dziekuje - mowie                                                                                                                    
- Nie masz ... - przerywam mu .
 - Mam za co . Za wszystko . Za opatrzenie mi ran . Za opieke . Za czuwanie . Za to , ze jestes . ... Za to , ze... - zamyka mi usta pocalunkiem . Pocalunek jest dlugi i namietny . Czuly . Wkladam reke w jego wlosy . On jedna reke kladzie na moich plecach ,a druga trzyma na moim policzku  . Zadne z nas nie chce tego przerywac . Jednak to ja przerywam pocalunek .                                                                                  
  - Kocham cie . - mowie w koncu .Zrywa sie nagle (razem ze mna ) . Trzyma mnie na rekach ponad soba i patrzy z pytaniem wymalowanym na twarzy.Otwiera buzie by zadac pytanie . Jestem szybsza . - Tak .! Kocham cie ! - obraca mnie w powietrzu . Tym razem cala jego twarz jest usmiechnieta . Przytula mnie mocna nadal trzmajac jakby sie bal ,ze mu uciekne lub moze mnie ktos porwac . To najszczesliwszy dzien w zyciu .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz