piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 7

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------Trochę obie się nasłuchałyśmy . Dopiero jak bliżej podeszliśmy , zauważyłam , że Haymitch ma podbite oko . Okazało się , że starał się powstrzymać Peete . I udało mu się . Poniekąd jestem mu wdzięczna. Johanna zapewne też . Na pewno nie chciała by Peeta ją wtedy zobaczył . Patrzę jak Johanna układa stosik na ognisko. Sama przyrządzam króliki. Peeta siedzi obok mnie i nie chce odejść . Musiałam napędzić mu stracha. Haymitch każe mu iść do kuchni pomóc mojej mamie . Peeta patrzy na niego spod byka. Jego spojrzenie mówi za siebie . Haymitch niemalże biegiem oddala się . Peeta zmienia spojrzenie kiedy patrzę się na niego . W jego oczach znów widzę uśmiech i radość . Kiedy wszyscy już są przy ognisku ( większość trochę obrażona na Peete ^^ )  Johanna nakłada króliki na ognisko . Króliki się pieką , a my rozmawiamy i się śmiejemy . Nikt już nie jest obrażony na nikogo . Atmosfera miło nam mija , pośród zapachu pieczonych królików . Wszyscy ze smakiem jedzą przyrządzone i złapane przeze mnie króliki . Annie zjada swój porcję i żegna się z nami. Nie chce  ,żeby jej synek się  pochorował . Dociera do mnie , że nie wiem jak się nazywa .

-  Annie ? - pytam zanim ugryzę się w język .

- Tak ? - odpowiada . Jest uśmiechnięta . Myślę , że mały tak na nią działa .

- Jak on się nazywa ? - pytam nieśmiało wskazując zawiniątko ,

- Wiesz , jeszcze nad tym nie myślałam . - Skinam głową. Nie wiem czemu , ale w jednej sekundzie do głowy przychodzą mi miliony imion.- To do jutra - dodaje z uśmiechem i odchodzi. Zostajemy w piątkę , mama w końcu też idzie i zostaje ja , Peeta  i Johanna . Haymitch jest ledwo przytomny , więc go nie liczę .

- Dobra . Teraz mi grzecznie powiecie czemu Was tyle czasu , do cholery, nie było . - Peeta na początku mówi cicho i łagodnie patrząc na mnie , a jak spogląda na Johanne mówi głośniej z wyrzutem w głosie. Johanna opuszcza głowę . Widzę jedną małą łzę , która zleciała z jej twarzy na ziemię . Peeta też to zauważa i patrzy na mnie ze zdziwieniem . Kręcę głową na znak by nie pytał o więcej . Później mu opowiem.

- Johanno ? - mówi . Ona spodgląda nie niego . Ma zaczerwienione oczy od łez . - Nie musisz mówić.

- Wiecie co ? Ja już pójdę . - mówi. Nie ma nam za złe . Po prostu chce odpocząć i wszystko przemyśleć . - Przepraszam . Jestem zmęczona . - odchodzi. Stając przed drzwiami uśmiecha . - Nie mówcie nikomu . - skinamy głowami , a ona wchodzi do domu . Zostajemy sami. Jest mi trochę zimno. Jestem w zwykłym , biały topie , a na to mam narzuconą kurtkę . Zapinam ją  i lekko się wzdrygam . Oboje słyszymy jakiś szelest .Odwracam się i ... i krzyczę .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz